Przy Lili nie można niczym bezwiednie ruszać.
Ani ręką, ani tym bardziej stopą, no, chyba że lubimy ten niespodziewany ból zatopionych pazurków i kiełków.
Lili już skacze wyżej od Pepe le Pew, biega jak struś pędziwiatr i szatani gorzej od diabła tasmańskiego! (ot, skojarzyło mi się z kreskówkowymi postaciami z Looney Tunes :))
I z takim szatanem czasem się droczę.
A tak się przechadza po parapecie, zaciekawiona, co tam gdzieś szura i drapie?
Bo te kreskówki nie wzięły się znikąd :)))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAha>>>zaczyna się!!!!! Mruczkowi czasem odbija,woli mizianie.....Wytrzymasz!
OdpowiedzUsuń